poniedziałek, 7 grudnia 2015

O tym jak Kajetan dostał wpierdol.

Get over here ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>



Zeszła była naprawdę zajebista.
Wiecie dlaczego?
Bo MORTAL KOMBAT!



Brałem udział w turnieju w Mortal Kombat X, 6 grudnia dokładnie.

Przygotowywałem się do niego niemal cały tydzień. Trenowanie na padzie od Xboxa 360 było mordęgą przez źle zaprojektowanego D-Pada (lub jak to woli "Krzyżaka"), w porównaniu do pada z obecnej generacji.

 Postacią, którą trenowałem, był Scorpion. Myślałem, że będę grał nim dobrze, po tym jak tydzień wcześniej w Cybermachinie, dałem popalić dwóm typkom wygrywając z nimi łącznie, 16:3. Trenowałem wariacją Ninjitsu, w której to Scorpion walczy mieczami.


Przejdźmy do samego turnieju...
Zjawiam się jak zwykle przed czasem i przyglądam się uczestnikom, którzy robią sobie sparingi przed turniejem.


No to byłem w dupie...
 Ja swoim marnym Scorpionkiem ledwo wyciągałem z 16% obrażeń. Gdzie chłopaki, którzy grali wyciągali po ok. 30%, bez żadnego zmęczenia, robiąc przy tym takiego kombosa, że nie da się z tego uciec. Zwątpiłem w swoje szanse na wygraną. Dowiedziałem się chwilę później, że to są weterani, którzy przyjechali z Krakowa, Katowic i Łodzi, by zobaczyć jak to we Wrocławiu będzie wyglądało.
 Porozmawiałem z ludźmi, dostałem swój identyfikator z nickiem:
RuchamDziwki123 niestety było zajęte :C 

I moja głowa została prawie urwana przez prawdziwego Scorpiona (Mógł to też być cosplay, ale kto tam wie), bo przegrałem sparing.
Cóż, Cyperian nadal niezły klimat turniejowi :D



Netherrealm czeka...
No dobrze, ale czy coś poszło nie tak?

Mecze grupowe poszły mi bardzo sprawnie niemal bezstratnie wygrałem, straciłem tylko jedną rundę. Po trzech meczach miałem otwartą bramkę do 1/8 turnieju. I tu się zaczęły prawdziwe schody. Czwarty mecz, z ostatnim zawodnikiem z grupy, pokazał mi jak bardzo mi brakuje umiejętności i taktyki. Przeciwnikowi właściwie nie schodził pasek życia, a ja próbowałem się wyrwać z kombosów z marnym skutkiem. Kitana zdecydowanie  trzyma na dystans. I tak o to przegrałem swój pierwszy mecz.

1/8 turnieju.
 Kolejny mecz, znów trafiam na zawodowca, z którym to grałem przed chwilą w celu poćwiczenia. Po pierwszej przegranej rundzie, już wiedziałem, że źle dokonałem wyboru postaci, ale nadal grałem Scorpionem. Cóż, 3:0 dla przeciwnika grającym Dvo'rahą, który cały czas mnie zaskakiwał tą samą kombinacją ciosów, której nie mogłem powstrzymać

Drabinka "Przegrywów"
Na drabince przegrywów też dostałem kopa, od swojego imiennika, który grał Raidenem

Bardzo wyrównany mecz, chociaż łomot mi spuścił
Dwójka rywali, ten z  grupy oraz ten z 1/8, grali przeciwko sobie w finale XD
Także ewidentnie trafiłem na ciężki orzech do zgryzienia. Diamentowy orzech.

Wiecie dlaczego przegrałem?

BO SCORPION JEST CHUJOWY!!!!!

Brakuje mu jakiekolwiek ciosu na odległość, gdzie mógłby trzymać przeciwnika na dystans.
Problemem było też, że miał bardzo ograniczony wachlarz ciosów, do podtrzymywania ciągłości kombosów.
Zastanawiam się, czemu nie wziąłem pana Cage'a, którym grałem w MK9

Postanowiłem nim zagrać po turnieju. Żałuję, że go nie wziąłem.

Osobiście uważam turniej za udany, poznałem multum fajnych kulturalnych ludzi. Nie było chamstwa, a co najważniejsze, nie było dzieciarni.
Może nie wróciłem z trofeum, ale za to wróciłem z nowymi znajomościami, doświadczeniem oraz dobrym humore.

I tak oto Kajetan dostał wpierdol.
PS. Jeżeli ktoś z was jest z Wrocławia i chce ze mną pograć, to wpadajcie do Cybermachiny w soboty.


Powrót do żywych



O matko ile to już czasu minęło, od kiedy cokolwiek wrzuciłem na bloga? Czas powrócić na stare śmieci.

Co się działo przez okres nieobecności? 
Wiele zmian, nowa lokalizacja, nowi ludzie, nowa szkoła, w końcu wkroczyłem w dorosłe życie. Z potknięciami. Ale o tym nie będę się rozpisywał. Ten post traktuję jako rozgrzewkę przed ruszeniem ponownie z materiałem. Myślę, że nieco częstszym niż raz na ruski rok.

Co mnie skłoniło do tego, by wrócić?

  Odnalazłem muzę, odnalazłem źródło inspiracji, moje natchnienie. Kto by pomyślał, że pewna utalentowana i piękna dziewczyna wyrwie mnie z okowów bezproduktywności... Na początku nie liczyłbym na jakieś mega ciekawe opowiadania czy coś. Może zacznę trochę ruszać publicystki.

Myślę, że zacznę od rzeczy najciekawszej dla mnie, od filmów, bądź gier. Ale to wyjdzie w swoim czasie.

A teraz wybaczcie, ale zajmę pisaniem pierwszego prototypowego opowiadania. Co mogę wam zdradzić? Kingiem to ja nie zostanę.

Fryteczkę?








wtorek, 10 lutego 2015

Ideologia, która zmieniła moje spojrzenie na świat

 Witajcie w pierwszym, od paru miesięcy, poście. Ten okres był dla mnie jednym z cięższych w życiu, do dziś choruję na brakowe zaniki weny, właściwie to całkowity. Ale mniejsza z tym. Dziś wam chcę opowiedzieć, o jednej rzeczy, która zmieniła mój światopogląd i pomogła zdecydować, co chcę robić w życiu. Szykujcie się na długiego posta, wieźcie kocyki, kakao i co jeszcze dusza zapragnie, bo czeka was kawałek mojego świata. Miłego czytania [Nie będzie uśmiechniętej buźki, bo ograniczyłem budżet]

1.    Moje pierwsze spotkanie

Jak doszło do tego, że poznałem transhumanizm? Hmmm, może by rzec, że całkiem przypadkowo.
Pewnego dnia dorwałem sobie CD-Action. W numerze był Deus EX – Human Revolution (Jedyna część, w którą nie zagrałem z tej serii). Postanowiłem zainstalować i zobaczyć, co i jak. Cyberpunk mnie interesuje od 3 lat (napisze o nim w kolejnym poście), więc pochłonął mnie świat, rządzony przez korporacje, cybernetyczne implanty itp. Przeglądając notatki w grze, zainteresowało jedno słowo, które powtarzało się wiele razy w grze. Było nim „transhumanizm”. Zacząłem szukać znaczenia tego słowa.
Trafiłem na Wikipedię, poczytałem trochę i nie mogłem wyjść z szoku
   Pomyślałem, że będzie to ciekawe, więc drążę dalej to pojęcie i wszystko, co z nim związane

niedziela, 1 czerwca 2014

Przepraszamy za utrudnienia.

Guten Tag czytelnicy

To mój kolejny post od bardzo dawna i wiem, że wyczekujecie nowych opowiadań. Przez ostatnie miesiące miałem kilka problemów i braki weny. Dlatego nic nie pisałem. Mam nieskończone 2 opowiadania i książę.
Proszę was o cierpliwość, postaram się ruszyć z materiałem latem lub jesienią.

Całuski, uściski i frytki do tego
Kajetan
Poniżej linki do stron gdzie jestem obecny.
Ask

środa, 9 kwietnia 2014

SI bardziej humanitarne niż człowiek. (Moje opowiadanie konkursowe)

Gdzieś na rubieżach Układu Słonecznego…
Czterech kosmonautów odliczało dni do końca siedmioletniej misji badawczej na Stacji Kosmicznej „Clarke”, znajdującej się na orbicie planety Kepler K-53-A1. Kolonizacja ruszyła pełną parą dzięki pozostawionym w przestrzeni wrotom, międzywymiarowych zbudowanych przez rasę, poznaną przez nas 10 lat temu oraz skokowi technologicznemu.
Stacja była ogromna, gdyby ją porównać do któregoś z miast byłaby wielkości Gdańska. Wybudowano ją sto osiemdziesiąt lat po Rewolucji Czterech Głów. Ludziom przy pracy pomaga sztuczna inteligencja, jest to niemal stuprocentowa kopia mózgu jednego z najwybitniejszych naukowców XXI. Wieku. Stacja kształtem przypominała ogromny czworościan, każdy z poszczególnych techników zajmował się odpowiednią częścią tego cudu technologicznego. Posiadała ona własny mały ekosystem, sieć transportową, wyżej wspomnianą SI oraz akcelerator czarnej materii robiący za reaktor. Znajdowała się ona jakieś 4 tysiące lat świetlnych od Ziemi, czyli podróż zajmuje niecałe 2 lata przy użyciu wrót. Przy ich odkryciu otrzymaliśmy dużo informacji na temat podróżowania w kosmosie i o działaniu portali. Skoro jest taka wielka, to dlaczego jest w niej tylko czworo ludzi? Przepisy mówią, że przy wymienianiu załogi stacji na następną, to powinno zostać czworo kosmonautów, którzy mają przekazać klucze do komputerów i danych, a potem mogą wracać na Ziemię. Pracowano według czasu ziemskiego, co powodowało, że kosmonauci nie cierpieli z powodu zmian czasowych i pozwalało to na szybszą adaptację do warunków na „Clarke’u”
Rochstein, Bakłański, Watanabe oraz Petersen – technicy zajmujący się konserwacją czekali na przybycie promu. Pozostały trzy dni. Towarzyszył im Hades, sztuczna inteligencja, która miała za zadanie badać Keplera K-53-A1 oraz pomagała przy zarządzaniu stacji. Praca wymagająca oraz dobrze płatna, problemami były głównie promieniowanie i nieco mniejsza grawitacja niż na Ziemi.           
                Za pół roku można było już posadzić na powierzchni łaziki z pierwszymi budynkami kolonialnymi, zespół techników żałował, że nie będą mogli spojrzeć na taki sukces ze stacji, tylko będą w podróży na Matkę Ziemię. Pracowali w pocie czoła, sprawdzając sprawność wszystkich komputerów i serwerowni oraz spójność danych.  Zastanawiał ich wszystkich brak jakiejkolwiek łączności czy też bardzo ostrożne podejście Hadesa do zachowania techników.
Nastał dzień pierwszy. Od początku zmiany czworo kosmonautów czuło się dziwnie – wszystkim towarzyszyły duszności, ból głowy i ogólne osłabienie, podczas obiadu zostały im podane środki placebo, które zadziałały natychmiast. Rozmawiali między sobą o rodzinach, o tym, co będą robić po powrocie na Ziemię i wspomnieniach z dotychczasowej pracy. Śmiali się, słuchali siiebie nawzajem, wszystko w tym czasie podlegało rejestracji do kroniki. Gdy nagle Rochstein upadł bez życia, resztaF załogi była zszokowana tym widokiem leżącego ciała. Wzięli jego ciało i zanieśli do sektora medycznego „Clarke’a”.  Podłączyli go do skanerów po czym diagnoza była dość prosta, ale nie do końca możliwa według techników: niedotlenienie mózgu. Wszyscy się zastanawiali jak mogło do tego dojść, skoro stacja była sprawna. Zapytali Hadesa o możliwą przyczynę. Ten zaczął wyjaśniać im, że to mogło się zdarzyć przez, niższą niż na Ziemi, grawitację. Watanabe  podważał istnienie tego, co się dzieję na stacji. Był wściekły z powodu śmierci Rochsteina, Bakłański podał mu zieloną herbatę by go uspokoić, zadziałała chwilę później. Był załamany, obawiał się o swoje życie, nie mógł do końca uwierzyć w to, że jeden z techników po prostu upadł i umarł. Tego dnia nikt więcej się nie odezwał.
                Liczba dni do przybycia: 2
Kolejna ośmiogodzinna zmiana w toku. Stan serwerów: bardzo dobry.
 Spójność danych badawczych: 100%
Usterki: Pęknięcie rury z dwutlenkiem węgla w sektorze botanicznym na stacji „Clarke”
Technik wykonawczy: Inżynier L. Petersen
Przewidywalny czas naprawy: 2 godziny
                Po dostaniu informacji na temat uszkodzeń, Petersen przetransportował się do wskazanego miejsca, założył skafander inżynierski, po czym przystąpił do zatykania przecieku. System filtracyjny nie pozwolił mu się udusić. Wymierzył laserowym palnikiem w szczelinę i nacisnął spust. Wiązka wysłana w jej stronę zaspawała ją i przywróciła szczelność w systemie przewodów do fotosyntezy. Po zakończeniu naprawy przeskanował usterkę w celu sprawdzenia spoiwa, wiązka krótkotrwałego promieniowania gamma wykazała brak wad w spawie. Zadowolony Petersen uśmiechnął się i poczuł, że coś dziwnego zaczęło się z nim dziać. Zaczęło mu brakować oddechu pomimo założonego skafandra i powietrza w pomieszczeniu do odprowadzania dwutlenku węgla. Dwie minuty później inżynier padł na podłogę i zaczęły nim miotać pośmiertne drgawki. Bakłański i Watanabe po pozbyciu się ciała Rochsteina poprzez wysłania go w kosmos, dostali na komunikatory, które dostali na początku służby, informację o śmierci Petersena, wraz z odczytami z jego ciała. Przyczyną było uduszenie. Zostawili swoje dotychczasowe zajęcia, po czym przetransportowali się do „Botanika”. Weszli do pomieszczenia technicznego, gdzie zastał ich widok ciała Petersona w skafandrze. Przez wizjer skafandra było widać sine ciało technika. Bakłański zaczął wariować, jego ręce zaczęły drżeć, krzyczał, jego zachowania były wręcz skrajne. Śmiał się, po czym chwilę później był wściekły. Podbiegł do jednej z rur i wbijał w nią paznokcie. Robił tak, dopóki z jego palców nie ściekała krew. Działo się tu coś dziwnego, lecz nie wiedzieli co. Bakłański opadł na ziemię i zaczął drżeć jakby dostawał dawki prądu. Watanabe nie reagował, zostało mu obojętne to, co działo się z resztą załogi. Leżący na podłodze inżynier wstał i z szaleńczym uśmiechem na twarzy wyszedł z pomieszczenia. Drugi, pozostający w środku, przyglądał się ciału. Postanowił je wynieść do kapsuły, by się go pozbyć ze stacji.  O dziwo zwłoki Petersena okazały się lekkie jak piórko, pomimo grawitacji na „Clarke’u”.
Gdy dotarł do sekcji kapsułowej wydawało mu się, że widziany przez niego obraz ma wyraźnie zakłócenia i zniekształcenia. Najbardziej był zdziwiony tym, co się działo z kombinezonami, wydawały się poruszać błyskawicznie, na milimetrowe odległości. Tymczasem Bakłański siedział w centrum spotkaniowym, pisał swoją krwią po ścianach następujące słowa: „DEUS EX MACHINA, HOMO SINE CORPUS”. Mamrotał coś pod nosem w swoim ojczystym języku, gdy skończył pisać usiadł na fotelu, odchylił głowę do tyłu. Jego wzrok wpatrujący się w sufit wydawał się nieobecny, ciało technika rozluźniło się, oczy bez zmian. System diagnostyczny „FUSION” nie wykrył stanu Polaka jako zgonu.
Tymczasem Watanabe wziął jeden z kombinezonów, ten zaś zniknął, proces przypominał usuwanie obrazu piksel po pikselu. Ze zdziwienia ręce mu zesztywniały w uścisku, w tym stanie pozostał przez 20 sekund, po czym zajął się chowaniem ciała do kapsuły. Chwilę później wystrzelił ją w stronę Keplera K-31-A1.  Zostało mu przydzielone zadanie sprawdzenia sterowania sondami, więc wrócił się do swojej kajuty. Pomieszczenie o czterech metrach kwadratowych było w sterylnej wręcz bieli. Kontrastem dla tego koloru były plakaty oraz dwie katany wiszące na ścianie przeciwległej do okna. Gdzieś po prawej znajdowało się łóżko z biurkiem, lewa strona była zajęta przez szarą hermetyczną szafę dla kombinezonów oraz stojak na sprzęt naprawczy. Watanabe zdjął strój roboczy i poszedł wziąć prysznic. Jego ciało zawierały ślady po stymulantach i kuracji genowej, tors zdobiły tatuaże, będące hołdem złożonym dla jego dziadka – genialnego konstruktora w dziedzinie nanobotów. Podczas gdy na jego ciało leciała gorąca woda, ten z upuszczoną głową starał się poskładać do całości to, co przeżył przez ostatnie dwa dni. Brakowało w tych wydarzeniach logiki lub sensownego wytłumaczenia. Pomyślał, że to czysty przypadek i z tą myślą, po odświeżeniu się i przebraniu, ruszył do sekcji kontroli. Ze stołu wziął soniczny śrubokręt idealnie nadający się do grzebania w elektronice. Gdzieś w połowie drogi, na korytarzu oddzielającym sektory zaatakował go ból, niespodziewany, przeszywający, krótkotrwały ból głowy, na tyle silny by zwalić Watanabe z nóg. Przeklął, po czym ruszył sprawdzić usterkę. Pomieszczenie do sterowania sondami było pełne monitorów, miało też szklaną podłogę, przez którą było widać planetę. Na jednym z paneli był problem z łącznością jednego z urządzeń pomiarowych. Watanabe otworzył pokrywę i zaczął diagnostykę elektroniki. Soniczny śrubokręt znalazł usterkę, więc technik uruchomił w nim sekwencję naprawczą. Sprzęt był sprawny po trzydziestu sekundach. Skaner składu litosfery znów działał poprawnie. Było to ostatnie zadanie Watanabe na „Clarke’u”.
Dzień 3.
Do przybycia promu pozostało: 50 minut
Watanabe pakował właśnie swoje rzeczy, dwie godziny wcześniej zaszyfrował dane ze wszystkich komputerów a hasła wysłał do serwerowni statku. Po wyniesieniu rzeczy z pokoju udał się do doków, by załadować ładunek do transportu. Udał się do centrum spotkaniowego, gdzie zobaczył to, co napisał Bakłański, gdy oszalał. Watanabe był spokojny, już nie chciało mu się zastanawiać nad tym, co widzi. Był zmęczony tymi anomaliami, dlatego postanowił usiąść w fotelu i oglądać słowa namalowane krwią na ścianie przez Polaka. Nagle Watanabe zaczął kasłać, zakrył usta ręką, gdy ustał na jego dłoniach były ślady krwi i kosmicznego pyłu. Czuł się coraz słabszy, brakowało mu tchu, jego nogi nie funkcjonowały, ciało dostało drgawek. I wtedy przed jego oczyma objawiła się szary mężczyzna bez włosów, jego oczy mieniły się złotem, samemu Hadesowi udało się zmaterializować przed Watanabe, by powiedzieć mu prawdę na temat tego, co się działo z resztą załogi. Opowiadał mu, o tym, że stacja została niemal zniszczona przez zderzenie z satelitą. Watanabe, Rochstein, Bakłański i Petersen to jedyne osoby, które pozostały podczas ewakuacji stacji, niestety doszło do rozszczelnienia „Clarke’a”. Ich umysły były podtrzymywane przez Hadesa poprzez podłączeniu ich do sieci stacji i wysyłanie impulsów elektrycznych do mózgów, a do jego śmierci pozostawały minuty, a nie dni. Czekanie na powrót do domu było tylko iluzją, stworzoną przez SI tylko po to, by technicy mogli umrzeć śmiercią humanitarną. Watanabe się rozpłakał, po czym się uspokoił i kontynuował swoją ostatnią rozmowę w życiu, rozmowę ze sztuczną inteligencją bardziej ludzką niż człowiek…



wtorek, 4 marca 2014

Polowanie cz. I

Moje nocne życie to chyba jedna z mroczniejszych tajemnic tego miasta. Pomimo 20 lat na karku i studiów, jakoś znajduję czas na zajęcie, które wyzwala we mnie najgorsze cechy. Zbliżała się godzina 1:15. Na telefon dostałem powiadomienie o nowym zleceniu, więc otworzyłem laptopa, odpaliłem pocztę i czytam wiadomość:
Hej Kgggggg
Mam do ciebie ważną sprawę, od jakiegoś czasu jeden facet mnie śledzi, wydzwania do mnie i grozi mi. Próbowałam wszystkiego by się odczepił, ale nic nie pomaga. Wiem, że się takimi rzeczami zajmujesz, bo sama to odkryłam. Mam nadzieję, że zrobisz z tym porządek. Poniżej podaję dane osobowe:
Imię i nazwisko: Rgggg Kgggg
Pseudonim: Kuna
Płeć: Mężczyzna
Lat: 24
Wzrost: 181 cm
Kolor włosów: brunet
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: Wytatuowane oczy, posiada opancerzoną rękawicę.
PS. Wpłata na konto dopiero po dostarczeniu dowodu jego śmierci
                Powodzenia
Agggg Rgggggg

Po przeczytaniu wiadomości, skasowałem ją, a potrzebne rzeczy spisałem w notatniku. Poszperałem w Internecie, gdzie dokładnie mieszka Rgggg i czym się zajmuje. Znalazłem w kartotece, trochę informacji o jego przeszłość kryminalnej. Dość ciekawej. Napady, piractwo, drobne kradzieże, handel narkotykami. Widać było, że nie mam doczynienia z ama Rządził on w jednym z bloków mieszkalnych w gggggg, oddalonej ode mnie jakieś 15 kilometrów. Zacząłem szykować uzbrojenie. Preferowałem broń białą, bo jest dobra na krótki dystans ,ale palną też nie pogardzę, ale używałem jej rzadziej. Zastanawiałem się, co wziąć, wpatrywałem się w to, co posiadam, począwszy od ton, pałek teleskopowych, a skończywszy na maczetach i siekierach. Dziś postawiłem na katanę i Desert Eagle akimbo Odłożyłem je na bok i zacząłem się przebierać. Dlaczego to robiłem, bo bez tego dawno bym był za kratkami. Ubrałem, więc półmaskę paitballową, na oczy gogle motocyklowe, wcisnąłem się w kamizelkę polową i ubrałem wojskowe buty. Do kieszeni od jeansów przyczepiłem gaz pieprzowy i tak wyszedłem z mieszkania. Na szczęście nikogo nie było na korytarzu, bo wszyscy spali. Przed blokiem, na parkingu stał mój Fatboy, więc założyłem kask, odpaliłem motocykl i ruszyłem do gggggg. Dojechanie do miejsca pobytu mojego nowego celu, zajęła mi 10 minut. Na telefonie sprawdziłem, czy trafiłem pod dobry budynek – Na razie wszystko było na moją korzyść- Pomyślałem, po czym założyłem słuchawki, w których płynęła ciężka elektronika oraz soundtrack z Hotline Miami. Wszedłem na klatkę schodową. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to zdewastowane ściany, z podpisami często spotykanymi w blokowiskach oraz gdzieniegdzie zamontowane głośniki i kamery. Pokazałem do jednej z nich, że idę po jednego z nich. Minąłem 2 piętra, gdy zaatakował jeden z dresiarzy. To był błąd… Zaczął przeklinać wymachując rękoma i próbując kickbokserskich kopnięć, ale nie zauważył, że ostrze mej katany już dawno utknęło w jego brzuchu. Przeciągnąłem je w prawą stronę, co spowodowało otwarci powłoki brzusznej i wypadnięcie wnętrzności. Zaczął krzyczeć z bólu, ja będąc podbudowany wściekłością, ciąłem go po szyi, powodując jego dekapitację. Ocierając twarz z krwi, nie zdążyłem wybronić prawego prostego wycelowanego w moją twarz. Kolejny łysol był uzbrojony już w kastet. Jednak moja twarz nie została pogruchotana. Maska pochłonęła energię kinetyczną. Odrzuciło mnie na koniec korytarza. Na szczęście oprych nie zauważył walającego się w koncie miecza. Podszedł do mnie, po czym oznajmił pewnym głosem. – I co? Teraz jesteś kurwa kozak?! – Popatrzyłem w jego oczy pozbawionego rozumu i powiedziałem: Może nie jestem kozakiem, ale ty jesteś już martwy. – Wtedy w ułamku sekundy wyciągnąłem pistolet.  Kulka idealnie trafiła, między oczy. Huk wystrzału był niesamowicie głośny i pewnie postawiło resztę bloku w stan gotowości. Miałem rację… Kilka pięter wyżej, po zabiciu kolejnych 3 oprychów w brutalny sposób, usłyszałem mechanizm zabezpieczający drzwi wejściowe. Wiedziałem, że zostałem tu uwięziony i wtedy wydobył się z głośnika niski i szorstki.. – Witaj w koszmarze, Łowco. Czas twojego żywota właśnie nastał, nie wyjdziesz stąd żywy, a mnie nie zdołasz pokonać . – Krzyknął ze wściekłości Kuna. Kto przyniesie mi głowę tego kolesia zostanie sowicie wynagrodzony. – Kończąc te słowa, wyłączył mikrofon, ja zaś zmierzał ku górze, gdy usłyszałem ludzi zbiegających ze schodów. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa przeprawa…

piątek, 28 lutego 2014

Spotkanie nad Grzybową Doliną

-Docelowe miejsce będzie osiągnięte za 200m- Oznajmij podręczny komputer, umieszczony na moim nadgarstku. Zmierzałem pod górkę, z plecakiem na sobie i strzelbą zawieszoną na ramieniu.

- Zapowiada się dziś bardzo gorący dzień- Oznajmiłem sam do siebie, po czym maszerowałem dalej. W powietrzu nosił się słodkawy zapach, lekko drażniący, a jednocześnie chce się go czuć. Poranek był piękny, bezchmurny, jednak niepokojący. Dlaczego niepokojący? Bo krajobrazowi towarzyszyła grobowa cisza, jakby za chwilę miało się stać coś strasznego. Do szczytu zostało tylko 50 metrów. Usiadłem sobie na chwilę i zjadłem kolejnego batona energetycznego i popiłem go wodą, sprawdziłem stan amunicji. I wyjąłem książkę mojego dziadka. 1000-Stronicowe dzieło mało znanego autora, było jego ulubioną książką, czytał ją non stop. W dniu swojej śmierci, załadował sobie potrójną dawkę adrenaliny i wyciął kilkadziesiąt kartek swoim wojskowym nożem i wsadził tam dwie rzeczy, po wewnętrznej stronie okładki napisał: „ Otwórz na stronie 545. Ale tylko na czarną godzinę. Popatrzyłem na nią jeszcze chwilę, po czym schował do plecak, poprawiłem pasek od strzelby i dotarłem na szczyt. W dole kotliny łąki ciągnące się po horyzont, widoczność do 15 kilometrów. Gdzieś w oddali było widać szczyty drapaczy chmur w miastach. Ledwo wystawało ponad horyzont. Popatrzyłem na zegarek, mała wskazówka znajdowała się na wysokości dziewiątki. –Jeszcze tylko 30 minut- Pomyślałem, po czym odwróciłem głowę w poszukiwaniu źródła dźwięku, pochodzącego gdzieś zza moich pleców. 22-Letnia długonoga brunetka o szmaragdowych oczach, właśnie ocierała czoło z potu, przed tym zdejmując motocyklowe gogle. Była ubrana w szorty koloru khaki, skórzane wojskowe buty oraz zielony top. Na plecach ujrzałem rękojeść katany, ale sądząc po jej uśmiechu nie chciała jej wyjąć. –Witaj nieznajoma- Oznajmiłem miękkim niskim głosem. –Ty też przybyłaś podziwiać widowisko? W końcu zacznie się nowy rozdział w historii ludzkości. A zarazem jej koniec- Powiedziałem z uśmiechem na twarzy, ona go odwzajemniła. –Tak, stąd będzie piękny widok na to wydarzenie, czy mogłabym poznać twoje imię- Zapytała, śmiejąc się cicho i biorąc kęs kanapki. –Jestem Douglas, pośrednim twórcą tego, co ma nastąpić- Powiedziałem z dumą w głosie, a jednoczesnym wstydem. Podała mi dłoń. –Mów mi Natt, przyszłam tu by przemyśleć swoje czyny, zanim „To” się stanie. Zanim nasz świat stanie się wielkim siedliskiem grzybów.- Oznajmiła, po czym napiła się łyka wody w bukłaka, widziałem, że walczy z myślami. Zapytałem się jej. – Co cię gryzie, Natt? Przeszłość, teraźniejszość, czy to, co z nami się stanie zaraz?- Popatrzyła na mnie z żalem w oczach. – Nie mogę się pozbierać, po ostatnich moich czynach, takiego bólu nie mogę długo znosić. Zabiłam własnego ojca w zemście za całe moje życie, zniszczone przez niego. Odeszłam od rodziny, mojego chłopaka, rzuciłam studia. Ostatni rok, to pasmo samych porażek.- Po ostatnich słowach, rozpłakała się na dobre, więc przerzuciłem temat na mnie. –Nie masz, co płakać Natt, mój jeden ruch sprawił, że za chwilę to, co znałaś, na zawsze się zmieni. To kwestia minuty. – Brunetka uśmiechnęła się nieznacznie, po czym przysiadła się bliżej i założyła z powrotem swoje gogle. Ja w tym czasie otworzyłem książkę dziadka na 545. stronie. Znalazłem tam niewielką butelkę ulubionej whisky dziadka oraz medalion. Butelkę odłożyłem obok i przyjrzałem się drugiej rzeczy, było na niej napisane: „Wszyscy ludzie mają jedną matkę. Matkę Ziemię”. - 20 Sekund.- Oznajmił komputer. – Eh, to może wypijmy razem, za nasze skomplikowane życia?- Zapytałem charyzmatycznym głosem, machając butelką.- Czemu nie, skoro to może być mój ostatni alkohol, jaki w życiu piłam- Westchnęła, po czym wzięła kilka łyków i oddała mi butelkę. Zanim nadeszła moja kolej na spróbowanie tego złocistego trunku, zauważyłem na niebie smugi, a potem nagły rozbłysk. Wtedy powiedziałem do Natt. – Do zobaczenia później, w lepszym świecie oczywiście. – Ona się tylko uśmiechnęła i zasalutowała na pożegnanie. Wtedy poczuliśmy nagłą falę gorąca, nasze ciała płonęły przez kilka niebolesnych sekund, tak jak cała planeta. Wszyscy płonęliśmy, gdy świat rozsiał się grzybami zagłady. Naszych, widzianych ze szczytu, było 3. Potem nastała cisza… Wieczna cisza… Nikt więcej nie usłyszy śmiechu, krzyku, płaczu czy też wiatru. Bo nie będzie komu tego więcej doświadczyć.