Gdzieś na rubieżach Układu Słonecznego…
Czterech kosmonautów odliczało dni do końca siedmioletniej
misji badawczej na Stacji Kosmicznej „Clarke”, znajdującej się na orbicie
planety Kepler K-53-A1. Kolonizacja ruszyła pełną parą dzięki pozostawionym w przestrzeni
wrotom, międzywymiarowych zbudowanych przez rasę, poznaną przez nas 10 lat temu
oraz skokowi technologicznemu.
Stacja była ogromna, gdyby ją
porównać do któregoś z miast byłaby wielkości Gdańska. Wybudowano ją sto
osiemdziesiąt lat po Rewolucji Czterech Głów. Ludziom przy pracy pomaga
sztuczna inteligencja, jest to niemal stuprocentowa kopia mózgu jednego z
najwybitniejszych naukowców XXI. Wieku. Stacja kształtem przypominała ogromny
czworościan, każdy z poszczególnych techników zajmował się odpowiednią częścią
tego cudu technologicznego. Posiadała ona własny mały ekosystem, sieć
transportową, wyżej wspomnianą SI oraz akcelerator czarnej materii robiący za reaktor.
Znajdowała się ona jakieś 4 tysiące lat świetlnych od Ziemi, czyli podróż
zajmuje niecałe 2 lata przy użyciu wrót. Przy ich odkryciu otrzymaliśmy dużo informacji
na temat podróżowania w kosmosie i o działaniu portali. Skoro jest taka wielka,
to dlaczego jest w niej tylko czworo ludzi? Przepisy mówią, że przy wymienianiu
załogi stacji na następną, to powinno zostać czworo kosmonautów, którzy mają
przekazać klucze do komputerów i danych, a potem mogą wracać na Ziemię. Pracowano
według czasu ziemskiego, co powodowało, że kosmonauci nie cierpieli z powodu
zmian czasowych i pozwalało to na szybszą adaptację do warunków na „Clarke’u”
Rochstein, Bakłański, Watanabe
oraz Petersen – technicy zajmujący się konserwacją czekali na przybycie promu.
Pozostały trzy dni. Towarzyszył im Hades, sztuczna inteligencja, która miała za
zadanie badać Keplera K-53-A1 oraz pomagała przy zarządzaniu stacji. Praca
wymagająca oraz dobrze płatna, problemami były głównie promieniowanie i nieco
mniejsza grawitacja niż na Ziemi.
Za pół
roku można było już posadzić na powierzchni łaziki z pierwszymi budynkami
kolonialnymi, zespół techników żałował, że nie będą mogli spojrzeć na taki
sukces ze stacji, tylko będą w podróży na Matkę Ziemię. Pracowali w pocie czoła,
sprawdzając sprawność wszystkich komputerów i serwerowni oraz spójność
danych. Zastanawiał ich wszystkich brak
jakiejkolwiek łączności czy też bardzo ostrożne podejście Hadesa do zachowania
techników.
Nastał dzień pierwszy. Od
początku zmiany czworo kosmonautów czuło się dziwnie – wszystkim towarzyszyły
duszności, ból głowy i ogólne osłabienie, podczas obiadu zostały im podane
środki placebo, które zadziałały natychmiast. Rozmawiali między sobą o
rodzinach, o tym, co będą robić po powrocie na Ziemię i wspomnieniach z
dotychczasowej pracy. Śmiali się, słuchali siiebie nawzajem, wszystko w tym
czasie podlegało rejestracji do kroniki. Gdy nagle Rochstein upadł bez życia,
resztaF załogi była zszokowana tym widokiem leżącego ciała. Wzięli jego ciało i
zanieśli do sektora medycznego „Clarke’a”.
Podłączyli go do skanerów po czym diagnoza była dość prosta, ale nie do
końca możliwa według techników: niedotlenienie mózgu. Wszyscy się zastanawiali
jak mogło do tego dojść, skoro stacja była sprawna. Zapytali Hadesa o możliwą
przyczynę. Ten zaczął wyjaśniać im, że to mogło się zdarzyć przez, niższą niż
na Ziemi, grawitację. Watanabe podważał
istnienie tego, co się dzieję na stacji. Był wściekły z powodu śmierci
Rochsteina, Bakłański podał mu zieloną herbatę by go uspokoić, zadziałała
chwilę później. Był załamany, obawiał się o swoje życie, nie mógł do końca
uwierzyć w to, że jeden z techników po prostu upadł i umarł. Tego dnia nikt
więcej się nie odezwał.
Liczba
dni do przybycia: 2
Kolejna ośmiogodzinna zmiana w toku. Stan serwerów: bardzo
dobry.
Spójność danych
badawczych: 100%
Usterki: Pęknięcie rury z dwutlenkiem węgla w sektorze
botanicznym na stacji „Clarke”
Technik wykonawczy: Inżynier L. Petersen
Przewidywalny czas naprawy: 2 godziny
Po
dostaniu informacji na temat uszkodzeń, Petersen przetransportował się do
wskazanego miejsca, założył skafander inżynierski, po czym przystąpił do
zatykania przecieku. System filtracyjny nie pozwolił mu się udusić. Wymierzył
laserowym palnikiem w szczelinę i nacisnął spust. Wiązka wysłana w jej stronę
zaspawała ją i przywróciła szczelność w systemie przewodów do fotosyntezy. Po
zakończeniu naprawy przeskanował usterkę w celu sprawdzenia spoiwa, wiązka
krótkotrwałego promieniowania gamma wykazała brak wad w spawie. Zadowolony
Petersen uśmiechnął się i poczuł, że coś dziwnego zaczęło się z nim dziać.
Zaczęło mu brakować oddechu pomimo założonego skafandra i powietrza w
pomieszczeniu do odprowadzania dwutlenku węgla. Dwie minuty później inżynier
padł na podłogę i zaczęły nim miotać pośmiertne drgawki. Bakłański i Watanabe
po pozbyciu się ciała Rochsteina poprzez wysłania go w kosmos, dostali na
komunikatory, które dostali na początku służby, informację o śmierci Petersena,
wraz z odczytami z jego ciała. Przyczyną było uduszenie. Zostawili swoje
dotychczasowe zajęcia, po czym przetransportowali się do „Botanika”. Weszli do
pomieszczenia technicznego, gdzie zastał ich widok ciała Petersona w
skafandrze. Przez wizjer skafandra było widać sine ciało technika. Bakłański
zaczął wariować, jego ręce zaczęły drżeć, krzyczał, jego zachowania były wręcz
skrajne. Śmiał się, po czym chwilę później był wściekły. Podbiegł do jednej z
rur i wbijał w nią paznokcie. Robił tak, dopóki z jego palców nie ściekała
krew. Działo się tu coś dziwnego, lecz nie wiedzieli co. Bakłański opadł na
ziemię i zaczął drżeć jakby dostawał dawki prądu. Watanabe nie reagował, zostało
mu obojętne to, co działo się z resztą załogi. Leżący na podłodze inżynier
wstał i z szaleńczym uśmiechem na twarzy wyszedł z pomieszczenia. Drugi,
pozostający w środku, przyglądał się ciału. Postanowił je wynieść do kapsuły,
by się go pozbyć ze stacji. O dziwo zwłoki
Petersena okazały się lekkie jak piórko, pomimo grawitacji na „Clarke’u”.
Gdy dotarł do sekcji kapsułowej
wydawało mu się, że widziany przez niego obraz ma wyraźnie zakłócenia i
zniekształcenia. Najbardziej był zdziwiony tym, co się działo z kombinezonami,
wydawały się poruszać błyskawicznie, na milimetrowe odległości. Tymczasem
Bakłański siedział w centrum spotkaniowym, pisał swoją krwią po ścianach
następujące słowa: „DEUS EX MACHINA, HOMO SINE CORPUS”. Mamrotał coś pod nosem
w swoim ojczystym języku, gdy skończył pisać usiadł na fotelu, odchylił głowę
do tyłu. Jego wzrok wpatrujący się w sufit wydawał się nieobecny, ciało
technika rozluźniło się, oczy bez zmian. System diagnostyczny „FUSION” nie
wykrył stanu Polaka jako zgonu.
Tymczasem Watanabe wziął jeden z kombinezonów,
ten zaś zniknął, proces przypominał usuwanie obrazu piksel po pikselu. Ze
zdziwienia ręce mu zesztywniały w uścisku, w tym stanie pozostał przez 20
sekund, po czym zajął się chowaniem ciała do kapsuły. Chwilę później wystrzelił
ją w stronę Keplera K-31-A1. Zostało mu
przydzielone zadanie sprawdzenia sterowania sondami, więc wrócił się do swojej
kajuty. Pomieszczenie o czterech metrach kwadratowych było w sterylnej wręcz
bieli. Kontrastem dla tego koloru były plakaty oraz dwie katany wiszące na
ścianie przeciwległej do okna. Gdzieś po prawej znajdowało się łóżko z
biurkiem, lewa strona była zajęta przez szarą hermetyczną szafę dla
kombinezonów oraz stojak na sprzęt naprawczy. Watanabe zdjął strój roboczy i
poszedł wziąć prysznic. Jego ciało zawierały ślady po stymulantach i kuracji
genowej, tors zdobiły tatuaże, będące hołdem złożonym dla jego dziadka –
genialnego konstruktora w dziedzinie nanobotów. Podczas gdy na jego ciało
leciała gorąca woda, ten z upuszczoną głową starał się poskładać do całości to,
co przeżył przez ostatnie dwa dni. Brakowało w tych wydarzeniach logiki lub
sensownego wytłumaczenia. Pomyślał, że to czysty przypadek i z tą myślą, po
odświeżeniu się i przebraniu, ruszył do sekcji kontroli. Ze stołu wziął
soniczny śrubokręt idealnie nadający się do grzebania w elektronice. Gdzieś w
połowie drogi, na korytarzu oddzielającym sektory zaatakował go ból,
niespodziewany, przeszywający, krótkotrwały ból głowy, na tyle silny by zwalić
Watanabe z nóg. Przeklął, po czym ruszył sprawdzić usterkę. Pomieszczenie do
sterowania sondami było pełne monitorów, miało też szklaną podłogę, przez którą
było widać planetę. Na jednym z paneli był problem z łącznością jednego z
urządzeń pomiarowych. Watanabe otworzył pokrywę i zaczął diagnostykę
elektroniki. Soniczny śrubokręt znalazł usterkę, więc technik uruchomił w nim
sekwencję naprawczą. Sprzęt był sprawny po trzydziestu sekundach. Skaner składu
litosfery znów działał poprawnie. Było to ostatnie zadanie Watanabe na
„Clarke’u”.
Dzień 3.
Do przybycia promu pozostało: 50
minut
Watanabe pakował właśnie swoje
rzeczy, dwie godziny wcześniej zaszyfrował dane ze wszystkich komputerów a
hasła wysłał do serwerowni statku. Po wyniesieniu rzeczy z pokoju udał się do
doków, by załadować ładunek do transportu. Udał się do centrum spotkaniowego,
gdzie zobaczył to, co napisał Bakłański, gdy oszalał. Watanabe był spokojny,
już nie chciało mu się zastanawiać nad tym, co widzi. Był zmęczony tymi
anomaliami, dlatego postanowił usiąść w fotelu i oglądać słowa namalowane krwią
na ścianie przez Polaka. Nagle Watanabe zaczął kasłać, zakrył usta ręką, gdy
ustał na jego dłoniach były ślady krwi i kosmicznego pyłu. Czuł się coraz
słabszy, brakowało mu tchu, jego nogi nie funkcjonowały, ciało dostało drgawek.
I wtedy przed jego oczyma objawiła się szary mężczyzna bez włosów, jego oczy
mieniły się złotem, samemu Hadesowi udało się zmaterializować przed Watanabe,
by powiedzieć mu prawdę na temat tego, co się działo z resztą załogi. Opowiadał
mu, o tym, że stacja została niemal zniszczona przez zderzenie z satelitą.
Watanabe, Rochstein, Bakłański i Petersen to jedyne osoby, które pozostały
podczas ewakuacji stacji, niestety doszło do rozszczelnienia „Clarke’a”. Ich
umysły były podtrzymywane przez Hadesa poprzez podłączeniu ich do sieci stacji
i wysyłanie impulsów elektrycznych do mózgów, a do jego śmierci pozostawały
minuty, a nie dni. Czekanie na powrót do domu było tylko iluzją, stworzoną
przez SI tylko po to, by technicy mogli umrzeć śmiercią humanitarną. Watanabe
się rozpłakał, po czym się uspokoił i kontynuował swoją ostatnią rozmowę w
życiu, rozmowę ze sztuczną inteligencją bardziej ludzką niż człowiek…